Wycieczka po wczorajszej imprezie:p Rano głowa trochę bolała, ale jakoś przeszło w miarę szybko. Rzut oka za okno - super pogoda (w końcu przestało wiać!!!:D i padać:p). Postanowiłem śmignąć dziś nową traską (wracałem ostatnio z Puław częścią tej drogi i jakoś mnie naszło, żeby zawitać tam rowerem). Albo tydzień bez jazdy, albo impreza poskutkowały strasznie wysokim tętnem:/ Jechało się świetnie, więc nie wiem czemu tak mi serducho waliło. Asfalt w 60% masło, reszta całkiem całkiem z wyjątkiem jakichś 4 kilometrów zaraz za zjazdem z krajowej 12/17 na Niemce. W drodze z Krasienina przed Samoklęskami mój kolejny wypadek:/ Z daleka zobaczyłem jakąś grupę, która później okazała się być pielgrzymką. Na liczniku miałem około 35km/h, ale widząc, że Pan Porządkowy (taki co macha chorągiewkami, kto był na pielgrzymce ten wie:p), śmiało puszcza samochody zza grupy zacząłem zwalniać. Niestety zbyt późno, bo na czołówkę wyskoczył mi bus. Ostre hamowanie, w ostatniej chwili próba ucieczki na pobocze i niestety wielkie BUM:p Znowu:p Zahaczyłem o jego lusterko (wypadło z oprawki) i runąłem na trawkę. Za chwilkę leci do mnie zakonnica z drugą Panią:p Wstałem sprawdziłem czy wszystko mam na miejscu i czy rower cały, pogadałem z kierowcą i pojechałem dalej. W Samoklęskach przystanek na Colę i powrót do Lubartowa. Po drodze spotkałem kilku kolarzy w okolicach Krasienina (pewnie wymiatacze z Lublina). Samopoczucie: 8/10 Pogoda: 8.5/10 Zmęczenie: 6/10
Już dobre kilka godzin minęło od imprezy, a ja nadal pod wielkim wrażeniem:p Pełna nazwa imprezy: II Maraton po Ziemi Parczewskiej - III edycja Grand Prix Lubelszczyzny - 22.08.2010. Wszystkiemu winny jest Rowerowy Parczew (organizatorzy:). Tak jak w tytule pierwszy wyścig w moim życiu, który zaliczam do nadzwyczaj udanych, ale o tym dalej. Przygotowania rozpoczęły się już wczoraj - szukałem w necie jakichś informacji dotyczących zasad w peletonie:p Tylko proszę się głośno nie śmiać, no!:p Kilka przydatnych informacji znalazłem:) Wyjazd o 10.45 po drodze jeszcze do Pana Doktora i do znajomych (głownie jego) do Parczewa. Po przyjeździe przygotowanie sprzętu i wyjazd na linię startu (już wcześniej zostałem zapisany nr.197). Atmosfera piknikowo-rekreacyjna:p Szybki rzut oka na sprzęt rywali....WOW:D Jak się okazało należał on do grupy Masters, która jechała przed nami czasówkę, a po nas identyczny dystans jak i my. Plan był prosty, początek spokojnie, nie dać ponieść się emocjom, bo już wcześniej mówili, że od samego startu będą rwać peleton. Dalsza część wyjdzie w praniu:) Start na spokojnie, przejazd przez Parczew pod eskortą Policji. Wyjazd z Parczewa i jaaaazda::D Po 5km zostałem z drugą grupą:p Po kilku atakach peleton rozleciał się na 3 grupy - 2 pierwsze większe i jedna mniejsza. Cały czas jechałem skupiony. Dużo obserwowałem. Po pewnym czasie kręcenia przychodzi czas na moją zmianę i o dziwo z licznika nie schodzi 37 - 38 km/h. Szok:p Nie wiem czy to za sprawą adrenaliny, ale kręciło mi się bez wysiłku. W między czasie przyjacielskie rozmowy z towarzyszami niedoli:) W połowie dystansu sprawdzam średnią...35.1km/h kosmos:p Druga część trasy nie idzie już tak łatwo. Bardzo silny boczny wiatr zmusza do zwolnienia. W międzyczasie łapiemy początkowo dwóch, a potem jeszcze jednego kolarza, który został. Ostatnie 20km z ostrym wiatrem w twarz. Średnia drastycznie spada i nie ma komu prowadzić. No więc jako, że świerzak byłem, to i skoczyłem poprowadzić:p Nie szło już tak lekko jak w poprzednich kilku razach, gdzie 37km/h nie było problemem. Powolutku, powolutku zbliżaliśmy się do Parczewa (od strony Wisznic), gdzie czekał na nas pilot w postaci Pana Policjanta na motorze:) Grzecznie zatrzymał ruch na skrzyżowaniu ze światłami i...poczułem się jak w TV:p Pierwsze czarowanie, przyspieszanie, próby ucieczki i finiszu. Na dobre kilkaset metrów przed metą byłem ostatni. Kolarz przede mną zaczął się przesuwać, więc poszedłem za nim. Szybka zmiana lokaty na 4. Po następnych kilku sekundach zorientowałem się, że jeden z grupy (Kolega w takiej samej koszulce jak i ja, o którym mi wcześniej opowiadano, że jest dobry) powoli przyspiesza, za wiele nie myśląc - chodu za nim:p Chwilkę pojechałem mu na kole i pomyślałem: "teraz , albo nigdy". No i poszedł ogień. Z boku słyszałem oklaski i okrzyki, ale myślałem tylko o tym, żeby szybciej pedałować. Na kilkanaście metrów przed metą kontrolne spojrzenie do tyłu czy jest bezpiecznie i wpadam na metę, uradowany, rozradowany, szczęśliwy itd. itd.:p Hehe możecie się śmiać, ale dla mnie to coś:D:p Fajne emocje, prawię jak w jakimś wielkim Tourze:p Ostatecznie zająłem 9 miejsce na 22 uczestników. Jestem z siebie bardzo zadowolony - zwłaszcza z finiszu. Moim pozostałym Kolegom w liczbie 7, jeszcze raz dziękuje za wspaniałą jazdę:) Samopoczucie: 10/10 Pogoda: 7/10 Zmęczenie: 8/10
Spokojna rekreacyjna jazda z Panem Doktorem przed jutrzejszymi.... ZAWODAMI:D Hehe, tak pierwszy raz w życiu wezmę udział w wyścigu kolarskim:p Ciekawe czy będę ostatni:p Dla zainteresowanych wyścig w moich wydarzeniach. Samopoczucie: 7/10 Pogoda: 8/10 Zmęczenie: 2/10
Pierwszy wyjazd po powrocie z Estonii:) Na wstępie kilka rowerowych wspomnień. W Estonii podejście do jazdy rowerem jest trochę bardziej cywilizowane niż w naszym pięknym kraju:p Najbardziej co mi się rzuciło w oczy to wyprzedzanie przez samochody - minimum połowa auta na drugim pasie, a przypominam, że tam drogi są szersze niż u nas. Kolejna sprawa kilometrowe ścieżki rowerowe z nawierzchnią asfaltową taka jak u nas na drogach krajowych (oczywiście w tych lepszych miejscach, bo wiadomo, że droga krajowa nie zawsze szczyci się pięknym asfaltem:p). Kolarzy widywałem troszkę mniej, natomiast dzień w dzień widziałem mnóstwo osób z sakwami, albo wózkami. Jednak trzeba było zejść na ziemie i wydaje się, że z tego rowerowego nieba, trzeba było wracać do Polski:D:p Taa.. pierwszy wyjazd i kolejny idiota, który postanowił sobie powyprzedzać prosto na mnie:/ Ale, ale tym razem był to autobus, a nie osobówka, więc chyba kierowcy wyciągnęli większe działa:p Oprócz tej jednej sytuacji wyjazd udany. Zastanawiałem się jak z formą po tygodniowej przerwie, ale tragedii nie ma:) Wiaterek w powrotnej drodze ostro w twarz. Fajne słońce i niezbyt gorąco. Prędkość maksymalna - ze światełek chciałem się pościgać z cwaniakiem w czerwonym Civicu, ale wymiękł:p W piątek jeśli pogoda pozwoli wyjazd do Radomia:) Samopoczucie: 7/10 Pogoda: 4/10 przez wiatr Zmęczenie: 6/10
Plan przeszedł w fazę realizacji, czyli czwartkowa trasa tyle, że tym razem z Panem Doktorem. Wyjazd o 7 i bardzo spokojne tempo na całej długości trasy. Po drodze o mały włos nie zostałem potrącony - ktoś inteligentny inaczej, przejechał mi dosłownie centymetry od kierownicy, a miał cały drugi pas wolny:/ Bez komentarza... Potem już bez przygód. Postój w Ostrowie Lubelskim na piciu. Tak na marginesie, chyba będę częściej wybierał się w te okolice, bo zakochałem się dwa razy w przeciągu 5u minut w tej samej dziewczynie:p Pogoda bardzo fajna, początkowo słoneczko, później pochmurno, ale ciepło. Wiatr nie dawał się mocno we znaki. Samopoczucie: 7/10 Pogoda: 8/10 Zmęczenie: 5/10
Trasa podpowiedziana przez Pana Doktora. Tą samą trasą planuje wyskoczyć właśnie z nim w sobotę. Pogoda fajna, lekki wiaterek raz w twarz, raz w plecy, ale bardzo nie przeszkadzał. Dzisiaj brak napotkanych bikerów na trasie. Między Tyśmienicą, a Ostrowem Lubelskim asfalt na 5+. Samopoczucie: 8/10 Pogoda: 8/10 Zmęczenie: 6/10
Wspomniana droga nr.813 Ostrów Lubelski - Parczew na odcinku do Tyśmienicy.
Od kilku wyjazdów łapię się na tym, że nic nie wychodzi z moich wcześniejszych planów, jeśli chodzi o trasę wycieczek:p Tak było i dziś. Planowałem wybrać się do Kocka - bo dawno nie byłem, ale po wyjściu z domu zobaczyłem, że wracałbym pod wiatr. Nie było wyjścia lecim do Lublina. Przez pół drogi w tamtą stronę wiatr raz pomagał, a raz wiał w twarz:p Ale jakoś szybko poszło i znalazłem się pod Zamkiem.
Królowa pod Zamkiem:D
Zawsze bardzo podobało mi się Stare Miasto w Lublinie. Byłem już na wielu takich starówkach, ale ta ma jakiś niewytłumaczalny klimat:)
Jest jeszcze troche do zrobienia, jeśli chodzi o remont niektórych kamienic.
Wieża Trynitarska od strony Zamku.
Brama Krakowska od Krakowskiego Przedmieścia.
Uliczne dzieła:)
Fontanna na Placu Litewskim.
Odpoczywająca Dama:)
Powrót przez Krasieni, Starościn, Samoklęski. Na trasie spotkany tylko jeden kolarz na jakimś treckingu. Pogoda świetna - żar z nieba i oczywiście wiatr. Samopoczucie:****
Kolejny dzień piekła:p Troszkę mniej słoneczka było, ale za to strasznie duszno. Plan - odwidzić rodzinę, która przyjechała do Michowa z Gliwic. W tamtą stronę jakimś cudem udało mi się uciec przed deszczem i to dwukrotnie. Za to przez całą drogę nie opuszczał mnie ostry mordowind. Odziwo średnia do Michowa wyszła mi 29,7km/h. U babci posiedzieli my, pogadali i pojedli:p No właśnie pojedli to mało powiedziane:p Ogromny talerz zapchany po brzegi...kaszanką:D Jeju jaka była dobra, ale zdecydowanie dużo za dużo:p Po jedzonku chwila odpoczynku i wracam do domu. Po drodze kilka razy miałem wrażenie, że bardziej toczę się niż jadę:p WYdłużyłem sobie trochę drogę powrotną i jakoś dotarłem do domu:p Ogólnie fajna jazda tylko taka ilość jedzenia w trakcie wycieczki to lekka przesada:p Pozdrowienia dla Babci:D Samopoczucie:****
Droga z Firleja do Kamionki.
Krajowa 19ka.
Piosenka na dziś (usłyszana przed wyjazdem i jakoś nie dawała spokoju:):
W końcu wiatr troszkę się zmniejszył i można się było wybrać na kolejne wywczasowe szosowanie. Trasa przy wyjedzie bliżej nieokreślona – jedyne co wiedziałem to, że uderzam w stronę Chełma. Potem odbijam w prawo co by jakoś dolecieć do krajówki Lublin Włodawa. Tam długie delikatne podjazdy. Niby tego nie lubię, ale dzisiaj jakoś mi one mocno nie przeszkadzały. Ogólnie super wyjazd. Piękne słoneczko, wiatr lekko odczuwalny (może oprócz kilku dłuższych prostych). Fajne tereny – większość przez piękne lasy, gdzie o dziwo w 80% droga na 4+. Samopoczucie: ****
Kolejny wyjazd z Panem Doktorem. Wolno, ale przyjemnie. Pogoda przeciętna - rano słoneczko, potem szaro i wietrznie. W Ostrowie Lubelskim chwila przerwy i dalej w drogę powrotną. Spotkaliśmy brata rowerzyste, ale odpadł na podjeździe. Jak zwykle świetne rozpoczęcie dnia:)
Witam, jestem Krzysiek. Na szosie zacząłem śmigać dwa lata temu (2008 przyp. red.;) , czyli dosyć późno, ale lepiej późno niż wcale. Zaliczam się do grona "samotnych jeźdźców", czyli jeżdżę sam, bo nie mam z kim:p Jeżdżę wyłącznie dla przyjemności:)
Moje kolarskie (a od pewnego czasu poniekąd życiowe) motto to: "Nawet najgorszy kolarz jest wciąż wybitnym sportowcem" (Marco Pantani)
Jakby ktoś miał ochotę pojeździć proszę pisać gg 3494333 :)